środa, 16 maja 2012

Zrób sobie raj

 
          Z właścicielką okna poznaliśmy się przez przypadek, kiedy prawie nie mówiłem po czesku. Jest tłumaczką z języka polskiego, wprosiłem się więc po coś, znajdując jej numer w książce telefonicznej. Czesi w przeciwieństwie do Polaków, wciąż jeszcze wykazują minimum zaufania do świata. Zostawiają więc nadal bez większego lęku swoje domowe numery i adresy w książkach telefonicznych. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale naprawdę nie wykazano, żeby od tego zwiększała się liczba morderstw i włamań. Dzięki książce telefonicznej poznałem kobietę wysoką, zgrabną, o prostych włosach do szyi, zafarbowanych na ciemnowiśniowo. W mojej głowie chodzi zawsze w powiewnej pomarańczowej sukni, która wygląda jak strój wyznawców Kriszny. Z biegiem lat okazało się, że jest połączeniem damy ze starej szkoły i spontanicznej dziewczynki. Kiedy widzieliśmy się po raz drugi, powiedziałem (może bezczelnie trochę), że jeśliby gdzieś wyjeżdżała, chętnie popilnuję okna wraz z całym mieszkaniem. Na co właścicielka bez słowa wyciągnęła zapasowe klucze i oznajmiła: "Jak przyjdzie czas, to pan popilnuje, a klucze może pan wziąć już teraz. Może mnie przecież nie być, a pan będzie miał silną potrzebę zamieszkania".

M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Czarne, Wołowiec 2010, s. 51.