wtorek, 10 grudnia 2013

Abchazja


          Kaukaz wciąga, bo na małej powierzchni jest dużo wszystkiego. To dziesiątki narodów, języków, kultur i kultów (obok judaizmu, chrześcijaństwa w kilku obrządkach, islamu sunnickiego i szyickiego oraz buddyzmu, który wyznają kałmucy). Można zgłębiać ten mikrokosmos latami - i życia nie starczy, żeby poznać go do końca.
          Równie nieokiełznany jest krajobraz. Góry z wiecznie ośnieżonymi pięciotysięcznikami oblewają dwa ciepłe morza, gaje palm i bambusów przechodzą po paruset kilometrach w stepy i półpustynie. W samym Azerbejdżanie występuje dziewięć z jedenastu typów klimatu, które istnieją na kuli ziemskiej (według klasyfikacji Wladimira Koppena).
          Ponieważ miejsca jest niewiele (a dodatkowo znaczną część powierzchni zajmują wysokie góry), relacje między narodami, klanami, wioskami, a nawet pojedynczymi ludźmi zawsze były tam gęste, intensywne, pełne napięcia - gorące albo lodowate, przyjacielskie albo nienawistne. To świat skrajności, namiętnych emocji, górnego "c", świat bez półcieni i bez umiarkowanych temperatur. Świat nienawiści, sporów, konfliktów i wojen, ale też wielkoduszności, szczodrości, serca na dłoni. Oraz straceńczej odwagi, ułańskiej fantazji i niedzisiejszej godności i dumy. Wreszcie mitów, które  zastępują światopogląd, marzeń branych za rzeczywistość i historii, która dominuje nad współczesnością.

W. Górecki, Abchazja, Czarne, Wołowiec 2013, s. 48.




   

niedziela, 17 listopada 2013

lata sześćdziesiąte / the sixties


          W każdym razie Anglia w latach pięćdziesiątych nie sprzyjała cielesnym rozkoszom nawet ze względów praktycznych. Domy nie miały centralnego ogrzewania, były zimne i wilgotne, łazienki - ponure i lodowate, z wyziębionym, spękanym linoleum i niepewnymi bojlerami, skąd wśród brzęków i zgrzytów spływał cienki strumyczek gorącej wody, która w jednej chwili, gdy wanna wypełniona była ledwie do kostek, potrafiła zmienić się w zimną, jeśli nie zapłaciło się akurat rachunku za gaz. O spa i innych atrakcjach nikt jeszcze nie marzył. Zmysłowe przyjemności, jakich doznaje się w dzisiejszych łazienkach - gdzie w kłębach aromatycznej pary można należycie dopieścić ciało, rozluźnić mięśnie i nawilżyć skórę w oczekiwaniu na noc rozkoszy, samotną bądź w czyimś towarzystwie - były przyszłością tak odległą, że nikomu się o nich nawet nie śniło. W nieszczelnej umywalni z roku 1957 człowiek szczotkował zęby, mył twarz, zrzucał ubranie, wskakiwał w piżamę lub koszulę nocną i najszybciej, jak mógł, nurkował do łóżka. Pod puchową kołdrę. Z termoforem. Jeszcze w połowie lat sześćdziesiątych bycie nagim wiązało się z nieuchronnym zmarznięciem. Trudno powiedzieć, czy ludzie kochali się pod kołdrami dlatego, że byli skrępowani, czy po prostu po to, by nie zziębnąć.
          Język był odpowiednikiem lodowatej łazienki. Rządził w nim eufemizm.

J. Diski, Lata sześćdziesiąte, przeł. M. Płaza, wyd. Officyna, Łódź 2013, s. 50-51.




   

piątek, 8 listopada 2013

Czerwone i czarne / Le Rouge et le Noir


Być ofiarą namiętności, zgoda,
ale namiętności, których się nie czuje!
O smutny wieku XIX!
                                        
                                          Girodet

Stendhal, Czerwone i czarne, tł. T. Boy-Żeleński, za PIW, Club Internacional del Libro, Madrid 1999, t.2, s. 223.



Se sacrifier à ses passions, passe; 
mais à des passions qu'on n'a pas! 
Ô triste dix-neuvième siècle! 

                                    Girodet 

    

wtorek, 22 października 2013

Katedra Marii Panny w Paryżu / Notre-Dame de Paris

         
          Gringoire, praktyczny filozof paryskich ulic, spostrzegł już dawno, że nic tak nie sprzyja marzeniu jak wędrówka śladami ładnej kobiety, kiedy człowiek nie wie, dokąd ona idzie. W tym dobrowolnym wyrzeczeniu się swojej wolnej woli, w tej zachciance, która się innej zachciance - nic o tym nie wiedzącej - podporządkowuje, jest i kapryśna niezależność, i ślepe posłuszeństwo, coś pośredniego między niewolnictwem a swobodą, i to się właśnie Gringoire'owi podobało; będąc bowiem duchem z natury niejednolitym, chwiejnym, złożonym, łączył on w sobie wszelkie krańcowości i żył zawieszony nieustannie pomiędzy wszelakimi ludzkimi skłonnościami, które się wzajemnie unicestwiały. Chętnie sam siebie porównywał do przyciąganego w dwie przeciwne strony przez dwa magnetyczne głazy grobu Mahometa, który wiecznie waha się między górą i dołem, między sklepieniem a posadzką, między wniebowstąpieniem a upadkiem, między zenitem a nadirem.
V. Hugo, Katedra Marii Panny w Paryżu, przeł. H. Szumańska-Gross, Biblioteka gazety Wyborczej, 2005, s. 77.

   

          Gringoire, philosophe pratique des rues de Paris, avait remarqué que rien n'est propice à la rêverie comme de suivre une jolie femme sans savoir où elle va. Il y a dans cette abdication volontaire de son libre arbitre, dans cette fantaisie qui se soumet à une autre fantaisie, laquelle ne s'en doute pas, un mélange d'indépendance fantasque et d'obéissance aveugle, je ne sais quoi d'intermédiaire entre l'esclavage et la liberté qui plaisait à Gringoire, esprit essentiellement mixte, indécis et complexe, tenant le bout de tous les extrêmes, incessamment suspendu entre toutes les propensions humaines, et les neutralisant l'une par l'autre. Il se comparait lui-même volontiers au tombeau de Mahomet, attiré en sens inverse par deux pierres d'aimant, et qui hésite éternellement entre le haut et le bas, entre la voûte et le pavé, entre la chute et l'ascension, entre le zénith et le nadir.

wtorek, 15 października 2013

Między wariatami


         Siedzi to we mnie od lat, od komuny, to poczucie, że przekraczając granicę, doświadczam wolności, jestem wolny, przekraczam światy, mogę wszystko i wszystko może się zdarzyć.
          To była najfajniejsza jazda od 1994 roku. Wtedy leżałem na górze worków bawełny przypiętych do mocno zdezelowanej ciężarówki i jechałem przez dramatycznie piękne, spalone słońcem góry północnej Etiopii. Teraz była zima 2013 roku, trzaskający mróz w Beskidzie Żywieckim, a my z kolega Grzesiem wyliśmy z uciechy, trzymając się kurczowo zawieszonej przed kabiną gigantycznej łyżki koparki, na której siedzieliśmy zmarzniętymi tyłkami i gnaliśmy jak opętani zaśnieżoną leśną drogą do granicy słowackiej w stronę Korbielowa.
M. Meller, Między wariatami. Opowieści terenowo-przygodowe, Wielka Litera, Warszawa 2013, s. 253.




   

środa, 9 października 2013

Demonion czyli Przemienienie


          Ksiądz etyk na prowadzonych przez siebie ćwiczeniach przedstawiał tematy referatów, zgłoszenia były dobrowolne. Przodowały w tym nasze koleżanki, które starały się zdobyć ową sekretną kwalifikację moralną, którą posiadał ksiądz etyk. Tematy wystąpień dotyczyły głównie aborcji, eutanazji, polemiki z etykami marksistowskimi oraz słuszności i uniwersalności normy personalistycznej. Nasze koleżanki nie miały w sobie owej tajemnej grzeszności, która czyni kobietę pociągającą. Brakowało im ogrodu rozkoszy, świadomości własnego ciała i erotyki, namiętności, którą Eurypides w swoich tragediach nazywał thymos. Były po prostu ancillae ethicae. Mówiły z pasją, namiętnością godną niejednego wiejskiego kaznodziei czy męskiego męczennika.
G. Woźniak, Demonion czyli Przemienienie, "Lampa" nr. 7/2008 s. 47.

środa, 27 marca 2013

Kocia kołyska / Cat's cradle

   
          Kurwa, która przedstawiła mi się jako Sandra, zaofiarowała mi rozkosze nieosiągalne nigdzie na świecie poza placem Pigalle i port Saidem. Powiedziałem, że mnie to nie interesuje, a ona była dość inteligentna, by przyznać, że ją również. Jak się później okazało, oboje przeceniliśmy swoją apatię.
          Zanim jednak sprawdziliśmy siłę swoich pożądań, porozmawialiśmy sobie na temat Franka Hoenikkera, na temat jego ojca, trochę na temat Asy Breeda i firmy General Forge and Foundry, na temat papieża i kontroli urodzin, na temat Hitlera i Żydów. Rozmawialiśmy też o szarlatanach. Rozmawialiśmy o prawdzie. O gangsterach i biznesmenach. Rozmawialiśmy o niewinnych biedakach, których posłano na krzesło elektryczne i o bogatych skurwysynach, którzy się z tego wykręcili. Rozmawialiśmy o bigotach, którzy nagle okazali się zboczeńcami. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach.

          Krótko mówiąc, spiliśmy się.

K. Vonnegut, Kocia kołyska, przeł. Lech Jęczmyk, Kolekcja Gazety Wyborczej, Kraków, s. 22.
 
   
           The whore, who said her name was Sandra, offered me delights unobtainable outside of Place Pigalle and Port Said. I said I wasn't interested, and she was bright enough to say that she wasn't really interested either. As things turned out, we had both overestimated our apathies, but not by much.
            Before we took the measure of each other's passions, however, we talked about Frank Hoenikker, and we talked about the old man, and we talked a little about Asa Breed, and we talked about the General Forge and Foundry Company, and we talked about the Pope and birth control, about Hitler and the Jews. We talked about phonies. We talked about truth. We talked about gangsters; we talked about business. We talked about the nice poor people who went to the electric chair; and we talked about the rich bastards who didn't. We talked about religious people who had perversions. We talked about a lot of things.
            We got drunk.
    

    

sobota, 23 marca 2013

Rozmowa w "Katedrze" / Conversación en la Catedral


          Uniwersytet to odbicie całego kraju, mówił Jacobo, dwadzieścia lat temu profesorowie pewnie byli postępowi i wszystko czytali, potem, kiedy zaczęli brać inne, zarobkowe prace i kiedy środowisko tak na nich oddziałało, stali się zwykłymi, przeciętnymi mieszczuchami; i oto nagle to ssanie w żołądku: śliski, mały robak. To także wina studentów, mówiła Aida, odpowiada im ten system; a skoro wszyscy ponoszą winę, to nie ma innej rady, tylko się dostosować do istniejącej sytuacji, no nie? - mówił Santiago, a Jacobo: jest na to rada, reforma uniwersytecka.

M. V. Llosa, Rozmowa w "Katedrze", przeł. Z. Wasitowa, PIW,  Warszawa 1991, s. 94.





           La Universidad era un reflejo del país, decía Jacobo, hacía veinte años esos profesores a lo mejor eran progresistas y leían, después por tener que trabajar en otras cosas y por el ambiente se habían mediocrizado y aburguesado, y ahí, de pronto, viscoso y mínimo en la boca del estómago: el gusanito. También era culpa de los alumnos, decía Aída, les gustaba este sistema, y si todos tenían la culpa no había más remedio que conformarnos decía Santiago, y Jacobo: la solución era la reforma universitaria.