wtorek, 24 stycznia 2012

Historia oka / Histoire de l'oeil

  
Powróciło zwykłe znużenie. Simona miała zły humor, nie chciała zostać w Madrycie ani dnia dłużej. Zależało jej na Sewilli, uznanej za miasto rozkoszy.

Sir Edmond pragnął zaspokoić kaprysy "anielskiej przyjaciółki". Na południu światło i upał były jeszcze bardziej rozprzężające niż w Madrycie. Zbytek kwiatów na ulicach doprowadzał zmysły do szaleństwa.

Simona chadzała nago, w lekkiej białej sukience, przez którą prześwitywał pas, a nawet, w pewnych pozycjach, futerko. W owym mieście wszystko chciało przysporzyć jej gwałtownej rozkoszy. Po jej przejściu widziałem często na ulicach prężące się w spodniach kutasy.

Czasem jeszcze kochaliśmy się. Unikaliśmy orgazmów, a zwiedzaliśmy miasto. Porzuciliśmy przychylne rejony, znaleźliśmy inne - sale muzeum, aleje parku, mrok kościoła czy wieczór na wyludnionej ulicy. Otwierałem ciało mej przyjaciółki, zagłębiałem członek w sromie. Ale szybko wyprowadzałem konia ze stajni i na oślep ruszaliśmy przed siebie. Sir Edmond szedł za nami z daleka i nas zaskakiwał. Okrywał się purpurą, ale się nie zbliżał. Jeśli się branzlował, robił to dyskretnie, na odległość.

- To ciekawe - rzekł któregoś dnia wskazując na kościół - to kościół Don Juana.

- I co z tego? - zapytała Simona.

- Chce pani wejść sama do kościoła? - zaproponował Sir Edmond.

- Też pomysł!

Może był to pomysł absurdalny, ale Simona weszła, a my czekaliśmy pod drzwiami.

Kiedy wróciła, zgłupieliśmy: zaśmiewała się nie mogąc wykrztusić ni słowa. Było to zaraźliwe, pomogło słońce, sam zacząłem się śmiać, a wreszcie i Sir Edmond.

- Bloody girl! - krzyknął Anglik. - O co chodzi? Śmiejemy się na grobie Don Juana?

I rozkosznie się śmiejąc, wskazał na wielką miedzianą płytę pod naszymi stopami; przykryty był nią grób fundatora kościoła, o którym twierdzi się, że to Don Juan. Kiedy ogarnęła go skrucha, zapragnął, by pogrzebano go w kruchcie, ażeby deptany był stopami największych nędzników.

Szaleńczy śmiech rozpętał się na nowo. Simona ze śmiechu sikała po nogach: strużka uryny spłynęła na epitafium.

 G. Bataille, Historia oka, przeł. T. Komendant, słowo/obraz/terytorium, s. 100-101.


środa, 18 stycznia 2012

Dno oka. Eseje o fotografii

  
     Po to jest fotografia, chwilami. Żeby być kimś innym: sobą sprzed wielu lat, Ateną, niewolnicą, aktorką. Po to jest fotografia, żeby wchodzić w cudze skóry, dokonywać podbojów, żeby kłamać i kłamstwem wydobyć ukryte prawdy.

W. Nowicki, Dno oka. Eseje o fotografii, Czarne, Wołowiec 2010, s. 67.




   

wtorek, 10 stycznia 2012

Dziennik geniusza / Journal d'un génie

  
          Od czasów Rewolucji Francuskiej rozpowszechnia się biedna, bzdurna i podzielana przez wszystkich opinia, że geniusze (pomijając ich dorobek twórczy) są istotami ludzkimi pod każdym względem przypominającymi (w większym lub mniejszym stopniu) zwykłych śmiertelników. Jest to opinia fałszywa. Jeżeli zaś jest fałszywa w odniesieniu do mnie, geniusza o najbogatszym w dzisiejszych czasach życiu duchowym, najprawdziwszego geniusza współczesności, jest ona tym bardziej fałszywa w odniesieniu do geniuszy, którzy ucieleśniali szczytowe osiągnięcia Renesansu, jak na przykład Rafael — geniusz otoczony niemal aureolą boskości.
          Ta oto książka udowodni, że życie codzienne geniusza, jego sen, trawienie, ekstazy, paznokcie, przeziębienia, krew, jego życie i śmierć zasadniczo różnią go od całej reszty ludzkości. Ta jedyna w swoim rodzaju książka jest zatem pierwszym dziennikiem napisanym przez geniusza. Co więcej — przez jedynego geniusza, który miał niepowtarzalną szansę poślubić genialną Galę, jedyną mitologiczną niewiastę naszych czasów.

S. Dalí, Dziennik geniusza, przeł. J. Kortas, L&L, Gdańsk 2002, s. 11.



  

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Nieznośna lekkość bytu / Nesnesitelná lehkost bytí

  
- Moje mieszkanie jest dość prymitywne - powiedział inżynier. - Mam nadzieję, że to pani nie odstrasza.
- Nie, nie odstrasza – odpowiedziała Teresa i patrzyła na ścianę, którą w całości zasłaniały półki z książkami. Ten mężczyzna nie ma nawet porządnego stołu, ale ma setki książek. To się Teresie spodobało i lęk, który czuła, trochę ucichł. Od dzieciństwa uważa książkę za znak tajnego bractwa. Człowiek, który ma w domu tyle książek, nie może jej skrzywdzić.
M. Kundera, Nieznośna lekkość bytu, tł. A. Holland, PIW, Warszawa 1996, s. 114-115.


   

piątek, 6 stycznia 2012

Człowiek i sacrum / L’homme et le sacré

   

          Od niepamiętnych czasów po dziś dzień święto polega zawsze na pląsach, śpiewach, objadaniu się i upijaniu. Trzeba sobie użyć - do upadłego, do niestrawności. Takie jest właśnie prawo święta.


R. Caillois, Człowiek i sacrum, przeł. A. Tatarkiewicz i E. Burska, Oficyna Wydawnicza Volumen Warszawa 2009, s. 120.


 

czwartek, 5 stycznia 2012

Oczy Dürera

  
Istnieje rodzaj melancholii, którą Arabowie nazywają kutabuk, od imienia zwierzęcia skaczącego na wszystkie strony po powierzchni wody: ludzie, których ona dotknęła, błądzą i chodzą bez wytchnienia.


M. Bieńczyk, Oczy Dürera. O melancholii romantycznej, Sic!, Warszawa 2002, s. 275.



 

wtorek, 3 stycznia 2012

Autor, autor / Author, author

  
- Ale chyba się nie nawrócisz, co? - zapytał du Maurier z pewnym niepokojem.
- Nie, nie, bez obaw - odparł z uśmiechem Henry. - Moją religią jest świadomość, ludzka świadomość. Udoskonalanie jej, intensyfikowanie... i uwiecznianie.

D. Lodge, Autor, autor, przeł. J. Kozłowski, Rebis, Poznań 2004, s. 107.


poniedziałek, 2 stycznia 2012

Legenda o świętym pijaku / Die Legende vom heiligen Trinker

  
Nie wiedzieli już, co ze sobą począć, skoro lekkomyślnie zmarnotrawili najważniejsze przeżycie, jakie dane jest mężczyźnie i kobiecie. Postanowili więc skorzystać z tego, co zastrzeżone jest dla ludzi naszych czasów, którzy nie wiedzą, co robić - pójść do kina.

J. Roth, Legenda o świętym pijaku, przeł. T. Zawierucha, Czytelnik, Warszawa 1984, s. 56.