środa, 31 sierpnia 2011

Erotyzm / L'Erotisme


Między jedną i drugą istotą jest przepaść, jest nieciągłość (...). Przepaść jest głęboka, nie widzę sposobu na to, by ją zlikwidować. Tylko że możemy wspólnie odczuć zawrót głowy nad przepaścią.

Georges Bataille, Erotyzm, przeł. M. Ochab, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2007, s. 16.



niedziela, 28 sierpnia 2011

Lekcja

służąca:
Proszę pana, byle nie filologia, filologia prowadzi do najgorszego...
uczennica (zdziwiona):
Do najgorszego? (z trochę głupkowatym uśmiechem) A to dopiero historia!

profesor (do służącej):
Dość tego! Proszę wyjść!
służąca:
Dobrze, proszę pana, już dobrze. Ale nie powie pan, że pana nie ostrzegałam! Filologia prowadzi do najgorszego!
profesor:
Jestem pełnoletni, Marysiu!

E. Ionesco, Lekcja, przeł. J. Błoński, Świat literacki, Izabelin 2004, s. 86.


LA BONNE:
Monsieur, surtout pas de philologie, la philologie mène au pire...

L'ÉLÈVE (étonnée):
Au pire? (Souriant, un peu bête.) En voilà une historie!

LE PROFESSEUR (à la Bonne):
C'est trop fort! Sortez!

LA BONNE:
Bien, Monsieur, bien. Mais vous ne direz pas que je ne vous ai pas averti! La philologie mène au pire!

LE PROFESSEUR:
Je suis majeur, Marie!

sobota, 27 sierpnia 2011

Don Juan raz jeszcze

Dobre mam jednak ucho, bo kiedy zapalił świecę, Maria zdążyła już pozbyć się górnej części stroju i mocowała się teraz ze sprzączką u spodni. To, co każde z nich zobaczyło, mogło się wydać zabawne, lecz wybuch śmiechu nie wchodził w rachubę, przyjmijmy więc, że tylko się uśmiechnęli. Maria zareagowała mądrze, szybko porzuciła nieszczęsną sprzączkę i jednym ruchem rozpuściła włosy, które zmieniły się w rwącą kaskadę. Było to posunięcie mistrzowskie, bo nagle stała się jednym z piękniejszych widoków, jakie przydarzyły się Hiszpanii od czasów ukazania się Alhambry w całej krasie.
Andrzej Bart, Don Juan raz jeszcze, WL, Kraków 2006, s. 290-291.


piątek, 26 sierpnia 2011

Lata z Laurą Diaz / Los Años Con Laura Diaz

Aha, i jedna rada, kochanie, jeśli chcesz zdobyć mężczyznę, nic nie mów, oddychaj, tylko oddychaj, odrobinę zmysłowo...
Carlos Fuentes, Lata z Laurą Diaz, przeł. E. Komarnicka, Libros, Warszawa 2001, s. 168.



ah, y un consejo, querida, si quieres conquistar a un hombre, no hables: respira, nada más respira, jadeando tantito...
 Carlos Fuentes, Los años con Laura Diaz

czwartek, 25 sierpnia 2011

O bohaterach i grobach / Sobre heroes y tumbas

"Nadzieja", że ją spotka (rozmyślał Bruno z melancholijną ironią). Czyż wszystkie ludzkie nadzieje nie są podobnie śmieszne? Tak już jest na tym świecie, że wciąż żywimy nadzieje, których spełnienie przynosi nam tylko rozczarowanie i gorycz; dlatego też pesymiści rekrutują się spośród ludzi niegdyś pełnych nadziei; ażeby bowiem patrzeć czarno na świat, trzeba było wprzódy wierzyć w ten świat i w jego możliwości. Rzecz dziwna i paradoksalna na pozór: pesymiści, ludzie rozczarowani, nie są stale i absolutnie pozbawieni nadziei; skłonni raczej do pewnego stopnia wskrzesić ją w każdej chwili, lecz wskutek pewnego rodzaju metafizycznego wstydu ukrywają to skrzętnie pod czarną maską zgorzknienia, jak gdyby pesymizm, chcąc zachować swoją moc i aktywność, wymagał od czasu do czasu nowych brutalnych rozczarowań.
Ernesto Sabato, O bohaterach i grobach, przeł. H. Czajka, PIW, Warszawa 1966, s. 24.
okładka wyd. Znak

La “esperanza” de volver a verla (reflexionó Bruno con melancolía). Y también se dijo: ¿no serán todas las esperanzas de los hombres tan grotescas como éstas? Ya que, dada la índole del mundo, tenemos esperanzas en acontecimientos que, reproducirse, sólo nos proporcionarían frustración y amargura; motivo por el cual los pesimistas se reclutan entre los ex esperanzados, puesto que para tener una visión negra del mundo hay que haber creído en él y en sus posibilidades. Y todavía resulta más curioso y paradojal que los pesimistas, una vez que resultaron desilusionados, no son constantes y sistemáticamente desesperanzados, sino que, en cierto modo, parecen dispuestos a renovar su esperanza en cada instante, aunque lo disimulen debajo de su negra envoltura de amargados universales, en virtud de una suerte de pudor metafísico; como si el pesimismo, para mantenerse fuerte y siempre vigoroso, necesitase de vez en cuando un nuevo impulso producido por una nueva y brutal desilusión.
Ernesto Sabato, Sobre héroes y tumbas, 1961


środa, 24 sierpnia 2011

Zeszyty don Rigoberta / Los cuadernos de don Rigoberto

Od pierwszych linijek pierwszego listu wiedziałam, że to Ty. Dlatego, jeszcze nim skończyłam go czytać, już wypełniałam zawarte w nim polecenia. Rozebrałam się i pozowałam dla Ciebie przed lustrem, naśladując Danae Klimta. I znów, jak podczas tylu z utęsknieniem wspominanych nocy, na przekór mojej obecnej samotności, uleciałam razem z Tobą ku królestwom fantazji, które przemierzaliśmy wspólnie przez wszystkie lata, będące dziś dla mnie źródłem pociechy i spełnienia u Twego boku.
W miarę moich sił starałam się ściśle spełniać wymogi - nie, raczej sugestie i błagania - przekazane w Twoich siedmiu listach. Ubierałam się i rozbierałam, zakładałam stroje i maski, kładłam się, zginałam, prostowałam, kucałam i ucieleśniałam - ciałem i duszą - wszystkie Twoje kaprysy, bo nie ma dla mnie większej radości nad spełnianie Twoich życzeń. Dla Ciebie i przez Ciebie byłam Mesaliną i Ledą, Magdaleną i Salome, Dianą z łukiem i strzałami, Mają nagą, cnotliwą Zuzanną zaskoczoną przez lubieżnych starców i odaliską Ingres'a w łaźni tureckiej. Kochałam się z Marsem, Nabuchodonozorem, Sardanapalem, Napoleonem, łabędziami, satyrami, niewolnikami i niewolnicami, wyłaniałam się z fal niczym syrena, wyciszałam i rozpalałam namiętności Ulissesa. Byłam małą markizą Watteau, nimfą Tycjana, Matką Bożą Murilla, Madonną Piera della Francesca, gejszą Fujity i łajdaczką Toulouse-Lautreca. Sporo wysiłku włożyłam, by stanąć na czubkach palców jak tancerka Degasa i, wierzaj mi, nie chcąc Cię zawieść, próbowałam nawet kosztem skurczów przemienić się w to, co nazywasz zmysłową bryłą kubistyczną Juana Grisa. 
Mario Vargas Llosa, Zeszyty don Rigoberta, przeł. Filip Łobodziński, Muza, Warszawa 2002, s. 230.

okładka wyd. Znak

Desde las primeras líneas de la primera carta, supe que eras tú. Por eso, antes de terminar de leerla, obedecí tus instrucciones. Me desnudé y posé para ti, ante el espejo, imitando a la Dánae de Klimt. Y volví, como tantas noches añoradas en mi soledad actual, a volar contigo por esos reinos de la fantasía que hemos explorado juntos, a lo largo de esos años compartidos que son, para mí, ahora, una fuente de consuelo y de vida a la que vuelvo a beber con la memoria, para soportar la rutina y el vacío que han sucedido a lo que, junto a ti, fue aventura y plenitud. 
En la medida de mis fuerzas, he seguido al pie de la letra las exigencias —no, las sugerencias y ruegos— de tus siete cartas. Me he vestido y desvestido, disfrazado y enmascarado, tumbado, plegado, desplegado, acuclillado y encarnado —con mi cuerpo y mi alma— todos los caprichos de tus cartas, pues ¿qué placer más grande, para mí, que complacerte? Para ti y por ti, he sido Mesalina y Leda, Magdalena y Salomé, Diana con su arco y sus flechas, la Maja Desnuda, la Casta Susana sorprendida por los viejos lujuriosos y, en el baño turco, la odalisca de Ingres. He hecho el amor con Marte, Nabucodonosor, Sardanápalo, Napoleón, cisnes, sátiros, esclavos y esclavas, emergido del mar como una sirena, aplacado y atizado los amores de Ulises. He sido una marquesita de Watteau, una ninfa del Tiziano, una Virgen de Murillo, una Madonna de Piero della Francesca, una geisha de Fujita y una arrastrada de Toulouse-Lautrec. Me costó trabajo pararme en puntas de pie como la ballerina de Degas, y, créeme, para no defraudarte, hasta intenté, a costa de calambres, mudarme en eso que llamas el voluptuoso cubo cubista de Juan Gris.
Mario Vargas Llosa, Los cuadernos de don Rigoberto



wtorek, 23 sierpnia 2011

Ul / La colmena

Noc zamyka się około godziny drugiej nad dziwnym sercem miasta.
Tysiące mężczyzn śpi w ramionach swoich żon, nie myśląc o twardym, gorzkim dniu, który ich czeka, zaczajony niby dziki kot, już za kilka godzin.
Setki nieżonatych pogrążają się we wzniosłej, intymnej i przesubtelnej rozkoszy grzechu samotności.
A dziesiątki dziewcząt czeka - na co czeka, mój Boże? Dlaczegoś je tak oszukał? - tonąc w słodkich marzeniach...
Camilo Jose Cela, Ul, przeł. K. Wojciechowska, Czytelnik, 1960, s. 234.




La noche se cierra, al filo de la una y media o de las dos de la madrugada, sobre el extraño corazón de la ciudad.
Miles de hombres se duermen abrazados a sus mujeres sin pensar en el duro, en el cruel día que quizás les espere, agazapado como un gato montés, dentro de tan pocas horas.
Cientos y cientos de bachilleres caen en el íntimo, en el sublime y delicadísimo vicio solitario.
Y algunas docenas de muchachas esperan - ¿qué esperan, Dios mío?, ¿por qué las tienes tan engañadas? - con la mente llena de dorados sueños...
Camilo Jose Cela, La colmena

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Biblioteka Babel

Biblioteka istnieje ab aeterno. W prawdę tę, której bezpośrednią konsekwencją jest wieczność świata, nie może wątpić żaden rozsądny umysł. Człowiek, niedoskonały bibliotekarz, może być dziełem przypadku czy też złośliwych demiurgów; wszechświat, ze swym eleganckim wyposażeniem w szafy, w zagadkowe tomy, w nieznużone schody dla podróżnego i w ustępy dla siedzącego bibliotekarza, może być jedynie dziełem jakiegoś boga. Aby dostrzec odległość, jaka istnieje między tym, co boskie, a tym, co ludzkie, wystarczy porównać te niezdarne, drżące symbole, które moja omylna ręka skrobie na okładce książki, z organicznymi literami jej wnętrza: precyzyjnymi, delikatnymi, bardzo czarnymi, w niedościgły sposób symetrycznymi. 
J. L. Borges, Biblioteka Babel, przeł. A. Sobol-Jurczykowski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2003, s. 92.

Nie mogę znaleźć połączenia kilku liter: dhcmrlchtdj, którego by boska Biblioteka nie przewidziała i które w jednym z jej tajemnych języków nie zawierałoby jakiegoś potwornego sensu. Nie można wypowiedzieć jednej sylaby, która nie byłaby przepełniona czułościami i obawami; która nie byłaby w jednym z tych języków potężnym imieniem jakiegoś boga. Mówić to popadać w tautologie. Ten zbędny i przegadany list istnieje już w jednym z trzydziestu tomów jednej z pięciu szaf jednego z niezliczonych sześcioboków - i również jego refutacja. (Liczba n możliwych języków używa tego samego słownictwa; w niektórych symbol "biblioteka" dopuszcza poprawną definicję "wszechobecny i trwały system sześciobocznych galerii", ale biblioteka to "chleb" czy "piramida", czy jakakolwiek inna rzecz, i sześć słów, które ją określa, posiada inną wartość. Ty, który mnie czytasz, czy jesteś pewien, że rozumiesz mój język?)
Metodyczne pisanie odrywa mnie od obecnego losu ludzi. Pewność, że wszystko jest napisane, unicestwia nas lub czyni widmami. Znam okolice, w których młodzi ludzie padają na kolana przed księgami i po barbarzyńsku całują stronicę, ale nie potrafią odcyfrować ani jednej litery. Epidemia, heretyczne niezgody, pielgrzymki, które w nieunikniony sposób degenerują się do napadów rabunkowych, zdziesiątkowały ludność. Chyba wspomniałem już o samobójstwach, z każdym rokiem liczniejszych. Być może zwodzi mnie starość i obawa, ale podejrzewam, że rodzaj ludzki - jedyny - jest na wymarciu i że Biblioteka przetrwa: oświetlona, samotna, nieskończona, doskonale nieruchoma, uzbrojona w cenne woluminy, niezniszczalna, tajemnicza. 
 ibidem, s. 100-101.