Z właścicielką okna poznaliśmy się przez przypadek, kiedy prawie nie mówiłem po czesku. Jest tłumaczką z języka polskiego, wprosiłem się więc po coś, znajdując jej numer w książce telefonicznej. Czesi w przeciwieństwie do Polaków, wciąż jeszcze wykazują minimum zaufania do świata. Zostawiają więc nadal bez większego lęku swoje domowe numery i adresy w książkach telefonicznych. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale naprawdę nie wykazano, żeby od tego zwiększała się liczba morderstw i włamań. Dzięki książce telefonicznej poznałem kobietę wysoką, zgrabną, o prostych włosach do szyi, zafarbowanych na ciemnowiśniowo. W mojej głowie chodzi zawsze w powiewnej pomarańczowej sukni, która wygląda jak strój wyznawców Kriszny. Z biegiem lat okazało się, że jest połączeniem damy ze starej szkoły i spontanicznej dziewczynki. Kiedy widzieliśmy się po raz drugi, powiedziałem (może bezczelnie trochę), że jeśliby gdzieś wyjeżdżała, chętnie popilnuję okna wraz z całym mieszkaniem. Na co właścicielka bez słowa wyciągnęła zapasowe klucze i oznajmiła: "Jak przyjdzie czas, to pan popilnuje, a klucze może pan wziąć już teraz. Może mnie przecież nie być, a pan będzie miał silną potrzebę zamieszkania".
M. Szczygieł, Zrób sobie raj, Czarne, Wołowiec 2010, s. 51.
Co ja bym dał, żeby być tak bezczelnym.
OdpowiedzUsuńA ten opis psuje także do ciebie: "połączeniem damy ze starej szkoły i spontanicznej dziewczynki".
S.