poniedziałek, 2 lutego 2015

Pochwała macochy / Elogio a la madrastra

         
            "Ty, to nie ty, ale moja wyobraźnia", szepce jej on - jak mi wyznała - kiedy ją kocha. "Dziś nie będziesz Lukrecją, lecz Wenus, dziś z Peruwianki przeistoczysz się we Włoszkę, a z istoty ziemskiej w boginię i symbol".
          Być może rzeczywiście tak się dzieje w wyrafinowanych rojeniach Don Rigoberta. Ale ona nadal jest realna, konkretna, żywa jak niezerwana z krzewu róża lub śpiewający ptak. Czyż nie jest piękną kobietą? Tak, przepiękną. Przede wszystkim w tej właśnie chwili, kiedy zaczynają się budzić jej instynkty dzięki przemyślnej alchemii długo brzmiących nut płynących z organów, drżącym spojrzeniom muzyka i żarliwym sprośnościom, które sączę jej do ucha. Moja lewa dłoń, na jej piersi, czuje, jak jej skóra z wolna napręża się i rozgrzewa. Jej krew zaczyna wrzeć. Jest to właśnie chwila, w której ona osiąga pełnię lub (by rzec to uczenie) stan, zwany przez filozofów absolutem, przez alchemików zaś transsubstancją.
Mario Vargas Llosa, Pochwała macochy, przeł.  Carlos Marrodán Casas, MUZA SA, Warszawa 2004, s. 87-88.

 okładka wydawnictwa Znak


          "Tú no eres tú sino mi fantasía", dice ella que le susurra cuando la ama. "Hoy no serás Lucrecia sino Venus y hoy pasarás de peruana a italiana y de terrestre a diosa y símbolo".
           Tal vez sea así, en las alambicadas quimeras de don Rigoberto. Pero ella sigue siendo real, concreta, viva como una rosa sin arrancar de la rama o una avecilla que canta. ¿No es una mujer hermosa? Sí, hermosísima."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

un blog se alimenta de tus comentarios. Haz uno! :)