Dorota Wodecka: Nie wie pan, czy kobieta, z którą pan jest od dwudziestu lat, jest szczęśliwa?
Andrzej Stasiuk: No czasami mówi, że mnie kocha (śmiech). I uśmiecha się do mnie.
DW: A pan też jej to mówi?
AS: Nie za często. Nie lubię ostentacji. Uczucia są po to, żeby je
przeżywać, a nie gadać o nich. Ale bardzo dużo rozmawiamy, choć kiedy
milkniemy na pół godziny, Monika uważa, że rozmawiamy za mało. Z
przerażeniem patrzę na ludzi, którzy żyją razem i się nudzą albo nie
rozmawiają ze sobą całymi latami. My z ulgą wracamy do swego
towarzystwa, kiedy się gdzieś wynudzimy. Ani sekundy w życiu nie
nudziłem się z Moniką. Jest we mnie ciekawość jej myśli, tego, co powie,
ciekawość jej uczuć, jej życia. Jak gdzieś jadę i nie ma obok jej w
samochodzie, to się czuję niepełny. Nie mam komu powiedzieć o tym, jak
jest, co widzę. Bez niej jestem jak czegoś ćwierć albo pół.
DW: Wszędzie razem w podróż?
AS: Zawsze! Pani myśli, że ja bym do Albanii pojechał? Ja?! Po co?! To ona to wymyśliła!
DW: A pan podjął wyzwanie, by jej zaimponować?
AS: Prawie wszystko, co robię w życiu, robię ze świadomością, że ona
będzie miała z tym kontakt, że będzie musiała się z tym zetknąć.
Opanowałem trudną sztukę eseju. Ja, prostaczek z Beskidu Niskiego,
napisałem „Tekturowy samolot”, stricte intelektualną rzecz, po to, by
zaimponować Monice. Pisałem w okresie wyjątkowego ożywienia
intelektualnego: Monika pracowała wtedy nad doktoratem z tej swojej
antropologii, mieszkaliśmy w Czarnem, w chałupie bez prądu, i całymi
dniami, tygodniami mówiliśmy tylko o eseistyce antropologicznej. Nie
miała z kim gadać, była skazana na moje partnerstwo intelektualne. I
gdzieś na poboczu jej „Błazna” powstawały moje eseje. Ale takie są
przecież kulisy literatury (śmiech). Jak nie pieniądze, to miłość.
Andrzej Stasiuk w rozmowach z Dorotą Wodecką, Życie to jednak strata jest, Wyd. Czarne i Agora, Warszawa 2015, s. 9-10.
Dorota Wodecka: A jakie kobiety są ładne?
Andrzej Stasiuk: Kobiece.
Duże. Nie znoszę chudych bab. Przecież cielesność nas w nich pociąga,
ciepło, dotyk, a jak tu przytulić się do szkieletu?! Przepraszam, że tak
mówię, ale współczesna kultura hodowli takich samych egzemplarzy to coś
strasznego. Kobieta ma pierdolca, bo parę kilogramów więcej waży! To
jest morderstwo na człowieku! Ludzie! Obsesja zdrowia i chudości! W
Hamburgu poszedłem po południu na spacer do parku i myślałem, że mnie
kurwa stratują. Nie było ani jednego spacerującego! Wszyscy w tych
strojach, wszyscy chudzi jak kościotrupy i myślę: gdzie ja jestem!? Atak
szkieletorów! A ja chciałem się przejść niespiesznie, wypiwszy piwo,
będąc nieco grubym. Czułem się dyskryminowany. Poszedłem stamtąd.
Tamże, s. 17.
AS:
Ale chłopaki są najfajniejsze. Piętnasto-, szesnastoletnie z tymi
biednymi, bladymi twarzami, z odstającymi uszami tak są na ciuchy
napaleni! Już nie na samochody, tylko na ciuchy! I przymierzają jakąś
fajansiarską bluzę, na którą człowiek by w życiu
nie spojrzał, i okręcają się jak dziewczyny na wybiegu. To jest
niesamowite. Pożądanie gówniażerii, takiego gówna, przedmiotów, no
szmat. Facet nie może pożądać ubrania na miłość Pana Boga! Facet może
pożądać kobiety i samochodu. I nie kosmetyków!
DW: Ma pachnieć męskim potem?
AS:
No powinien się kurwa myć, ale bez przesady. Są tacy, co mają 40
buteleczek na każdą godzinę dnia! No ludzie! Facet powinien się
niszczyć, powinien się zużywać, ale to jest odbicie głębszego zjawiska,
czyli obsesji nieśmiertelności. A facet akurat powinien być śmiertelny.
Podejmować wyzwanie! Dlatego te Bałkany są takie pociągające, bo tam
jeszcze nie jest wszystko na głowie postawione. Świat przypomina dawny
świat, który był, jaki był, ale była w nim większa godność.
Tamże, s. 14-15.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
un blog se alimenta de tus comentarios. Haz uno! :)