piątek, 30 grudnia 2011

Drogi do Santiago / De Omweg naar Santiago

  
Julian Gracq (w La Forme d'une ville) powiedział, że ten, kto w swoich wspomnieniach widzi miasto, trzyma się kilku obrazów budynków jak marynarz szukający boi, które zaprowadzą go do portu. Wczoraj jednak samo miasto stało się moim marynarskim wspomnieniem, wspomnieniem i rzeczywistością jednocześnie, a ja dryfowałem bez steru, mijając boje. Może najgłębszą melancholią podróżnika jest to, że radość powrotu zawsze zmieszana jest z czymś, co trudniej opisać, że to, za czym się tęskniło, przetrwało i bez ciebie, że aby naprawdę mieć to przy sobie, trzeba by na zawsze zostać tam, gdzie się to coś znajduje. Ale w tym celu trzeba by stać się kimś, kim być nie można: tym, kto zostaje w domu. Prawdziwy podróżnik żyje rozdarciem, napięciem między docieraniem do celu i ponownym opuszczaniem, a równocześnie rozdarcie to stanowi kwintesencję jego życia: on nie należy do żadnego miejsca. Temu „wszędzie", po którym się nieustannie porusza, zawsze będzie czegoś brakować; jest wiecznym pielgrzymem braku, utraty, i podobnie jak prawdziwi pielgrzymi w tym mieście, szuka czegoś, co leży jednak dalej niż grób apostoła czy wybrzeże Finisterre – czegoś, co go woła i pozostaje niewidzialne, czegoś niemożliwego.

C. Nooteboom, Drogi do Santiago, przeł. A. Oczko, W.A.B., Warszawa 2007, s.


   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

un blog se alimenta de tus comentarios. Haz uno! :)